Tomasz Muszyński

Absolwent Państwowego Studium Wokalno – Aktorskiego przy Teatrze Muzycznym w Gdyni im. Danuty Baduszkowej (2003).
Debiutował w Teatrze Muzycznym w Gdyni w spektaklu „Okno Mistrza Świata” W. Głucha w reż. J. Buchwalda (2002). Związany z Teatrem Zagłębia od 2011 r.

Obecnie w repertuarze:
Tango” S. Mrożek
Ania z Zielonego Wzgórza” L.M. Montgomery
Opowieść wigilijna” K. Dickens
Komedia. Wujaszek Wania A. Czechow
Boeing, Boeing” M. Camoletti
Nikaj” Z. Rokita
Gniew Z. Miłoszewski
Poskromienie złośnicy” W. Shakespeare
Baśnie Andersena” H. Ch. Andersen
Środula. Krajobraz Mausa” – I. Gańczarczyk


Fot. Krzysztof Marchlak

Wideo

Wywiad

TOMASZ MUSZYŃSKI „Lubię energię, która tworzy się między widzem a aktorem”

 

Jak to się stało, że zostałeś aktorem?

W pokoju, który dzieliłem z rodzeństwem, stała ława. To było dla mnie jak okno sceniczne. Prosiłem mamę, żeby wycinała mi ludziki z papieru – w ten sposób tworzyła się obsada sztuk. Na spektakle do pokoju z ławą zapraszałem publiczność czyli rodziców i rodzeństwo. Mama kazała wszystkim obowiązkowo przychodzić na spektakle. A ja kasowałem bilety i w końcu nazbierała się pokaźna sumka, za którą kupiłem sobie zabawkę lub buty, dokładnie nie pamiętam (śmiech). W szkole chodziłem na zajęcia kółka teatralnego i byłem w to mocno zaangażowany. Chciałem też zostać żołnierzem, a najlepiej pilotem myśliwca. Gdy przyszedł czas na dorosłą decyzję, wówczas egzamin do szkoły chorążych w Poznaniu odbywał się tego samego dnia, co egzamin do studium wokalno-aktorskiegow Gdyni. Nie rzuciłem monetą, ale wybrałem aktorstwo.

Jaki był Twój pierwszy spektakl?

„Tajemniczy ogród” Cezarego Domagały w teatrze w Elblągu. To był mój debiut aktorski.

A najważniejszy?

„Korzeniec” Remigiusza Brzyka jest dla mnie bardzo ważny. Każdy z aktorów wykreował w tej sztuce fantastyczną rolę. Pamiętam, że z Olkiem Blitkiem, z którym zagrałem Szwarcownika, jeździliśmy po Sosnowcu i poznawaliśmy miasto, żeby lepiej przygotować się do roli. Trzy tygodnie przed premierą poszliśmy na Górkę Środulską, żeby omówić tekst. Zaczęliśmy rozmawiać o przemycaniu głowy Korzeńca w worku. Nagle widzę kątem oka, że facet z rowerem, który siedzi obok, słucha nas uważnie, po czym zaczyna się ewakuować czyli nagle wsiada na rower i ucieka! Na szczęście nie przyjechała po nas policja (śmiech).

Jak przygotowujesz się do roli?

Zaczynam od tego, że przepisuję tekst odręcznie, nawet kilkadziesiąt razy, i w ten sposób się go uczę. Robię to w ruchu, muszę chodzić, żeby zapamiętać tekst. A potem na scenie uruchamiam wyobraźnię i swoje emocje. Oglądam też filmy związane z epoką, czytam książki, żeby zrozumieć czasy, w których rozgrywa się akcja. Słucham muzyki, która nawiązuje do historii odgrywanej na scenie. Lubię też tak zwyczajnie wyjść na miasto i podglądać ludzi, to jest bardzo inspirujące.

Co Ci sprawia frajdę w teatrze?

Frajdę mam wtedy, kiedy kurtyna idzie w górę i padają pierwsze zdania. Lubię wyczuwać energię, która tworzy się między widzem a aktorem. Dochodzi do dialogu a ja lubię czuć tę nić porozumienia.

A trudność?

To co mi sprawia frajdę rodzi jednocześnie problemy. Bo aktor chciałby za każdym razem czuć tę energię pomiędzy nim a publicznością. Chce się wykazać, być najlepszy i pragnie, by widz go uwielbiał. Zależy mu na tym, by być wiarygodnym na scenie i aby widz miał satysfakcję z tego, że przyszedł na dobry spektakl. Publiczność nie musi pamiętać mojego nazwiska. Ale zależy mi, żeby widz po spektaklu wiedział, o czym była sztuka, którą właśnie obejrzał.

Jasne czy ciemne charaktery, które są Ci bliższe?

Wolę grać czarne charaktery. Choć człowiek nigdy nie jest w stu procentach dobry albo zły. Interesująca w teatrze jest przemiana, kiedy ten negatywny bohater staje się w finale pozytywnym. Można to też oczywiście zrobić odwrotnie, ale wtedy pozostaje rozczarowanie.

Jaką masz pasję?

Góry. Tatry mam w małym palcu a teraz poznaję Beskidy. Do tego od dwóch lat biegam i to coraz bardziej intensywnie. Przebiegłem już półmaraton a moim marzeniem jest zmierzenie się z maratonem. Lubię oglądać żużel, a moją ukochaną drużyną jest Unia Leszno.

Masz swoją bezludną wyspę?

To mój rodzinny dom. Wychowałem się na wsi koło Człuchowa i Chojnic na pograniczu Kaszub. Uwielbiam tam przyjeżdżać, bo wtedy ładuję baterie. To mój azyl, do którego wracam i gdzie przyjeżdżam na wakacje z córką.

A co zabrałbyś na bezludną wyspę?

Nóż, bo to praktyczna rzecz i na pewno się przyda.

Spektakle