Kamil Bochniak

Absolwent Studium Aktorskiego przy Teatrze Śląskim im. St. Wyspiańskiego w Katowicach (2007). Debiutował w Teatrze Śląskim w Katowicach w sztuce „Makbet” W. Szekspir w reż. H. Baranowskiego. Związany z Teatrem Zagłębia od 2009r.

Obecnie w repertuarze:

Fot. Krzysztof Marchlak

Wideo

Wywiad

KAMIL BOCHNIAK „Zawsze chciałem być aktorem”

 

Skąd aktorstwo wzięło się w Twoim życiu?

Zawsze chciałem być aktorem, naprawdę. Dlatego od podstawówki należałem do wszystkich możliwych kółek teatralnych. W liceum większość moich znajomych z klasy nie wiedziała, co chce robić w przyszłości. A ja miałem to szczęście, że od zawsze podążałem wytyczoną ścieżką. Moje pierwsze przedstawienie? Byłem ministrantem, więc pewnie jakieś jasełka. A w liceum, w ramach przeglądu młodych form teatralnych, zagrałem Mickiewicza, tutaj na scenie Teatru Zagłębia w Sosnowcu! A pierwszym zawodowym przedstawieniem był chyba „Mein Kampf” w reżyserii Henryka Baranowskiego w Teatrze Śląskim w Katowicach.

Jakie emocje Ci towarzyszą, kiedy wychodzisz na scenę?

Czasem pojawia się trema, ale działa motywująco i nie spina mnie negatywnie. Jesteśmy aktorami, bo lubimy BYĆ na scenie. Jeśli jesteś dobrze przygotowany do roli i zadowolony ze swojej postaci, to na scenie po prostu świetnie się czujesz.

Jak przygotowujesz się do roli?

Wszystko zależy od reżysera i jego toku pracy. Przede wszystkim wyobrażam sobie, jak moja postać wygląda, co mówi i jaka jest. Na papierze mam tylko tekst, więc muszę myśleć o swoim bohaterze. O roli dużo rozmawiam z moją żoną, która też jest aktorką i to także dla mnie pewna forma przygotowania.

Którego ze swoich bohaterów lubisz najbardziej?

Pikasiaka z „Wakacji z duchami” w reżyserii Jerzego Jana Połońskiego. To taki łajza-włamywacz. Granie tej postaci sprawia mi frajdę. Lubię też szurniętego Zająca z „Alicji w Krainie Czarów”.

Co Ci sprawia radość w tej pracy?

Mamy bardzo zgrany zespół i dobrze się razem czujemy. Na scenie, ale też w garderobie, dużo się śmiejemy i wygłupiamy. Czuję się szczęśliwy, bo robię to, co lubię. Idę do pracy, trochę do niej nie idąc. Spełnia się to, co zawsze chciałem robić.

A co jest dla Ciebie najtrudniejsze?

Nie lubię śpiewać, bo nie umiem tego robić. Jeśli już muszę coś zaśpiewać na scenie, to długo się do tego przygotowuję i biorę korepetycje.

Co lubisz robić po pracy?

Lubię spędzać czas w górach. Zabieram żonę i dziecko i jedziemy razem pod namiot. Każdą wolną chwilę staramy się spędzać na świeżym powietrzu. W mieście brakuje mi perspektywy, trudno popatrzeć dalej niż na blok naprzeciwko. A ja lubię patrzeć w przestrzeń. To mnie uspokaja.

Co byś zabrał na bezludną wyspę?

Egzemplarz „Nowej Sztuki”. Nie no, żartuję (śmiech). Zabrałbym słuchawki, bo muzyka jest dla mnie ważna. No i moją rodzinę, ale wtedy już ta wyspa nie byłaby bezludna.

Masz swój ulubiony film?

Przez długie lata moim ulubionym filmem były „Wakacje z duchami”. Lubiłem też „Szatana z siódmej klasy”. Zawsze kiedy zbliżały się wakacje, włączaliśmy z moją siostrą ten film. I choć już dawno nie mieszkam z siostrą to nadal, przysięgam, co roku oglądamy „Szatana” przed wakacjami. Bliskim mi filmem jest też „Stowarzyszenie umarłych poetów” Petera Weira.

A gdybyś nie był aktorem?

Byłbym kucharzem, bardzo lubię gotować. Chciałbym mieć swoją restaurację. Często gotuję dla rodziny i znajomych.

Spektakle