Maria Bieńkowska

Absolwentka PWST we Wrocławiu (1990).  Zadebiutowała w Teatrze Nowym w Zabrzu w spektaklu „Dziś do ciebie przyjść nie mogę” w reż. M. Daszewskiego (1984). Współpracowała z teatrami: Teatr Nowy w Zabrzu (1984-1986), Teatr Śląski (1990-1999). Związana z Teatrem Zagłębia od 1999 r.

 

Obecnie w repertuarze:

Ania z Zielonego Wzgórza” L.M. Montgomery
Boeing, Boeing” M. Camoletti
Opowieść wigilijna K. Dickens
Ślub W. Gombrowicz
Komedia. Wujaszek Wania A. Czechow
Gniew Z. Miłoszewski
Król Edyp” Sofokles

Fot. Krzysztof Marchlak

Wideo

Wywiad

MARIA BIEŃKOWSKA „Moje życie nie zaczyna się i nie kończy tylko na teatrze”

 

Aktorstwo było Pani marzeniem z dzieciństwa?

Zawsze chciałam być aktorką. Dzieci w czasie zabawy zmieniają się w Indian, bawią się w rodzinę,
ale u mnie to się przedłużyło. Chociaż był taki czas, kiedy bardzo chciałam zostać sprzedawczynią
w drogerii. To było moje wielkie marzenie! Kiedy wracałam ze szkoły, wchodziłam do drogerii, gdzie pachniało mydłem i wtedy wydawało mi się, że fantastycznie byłoby tam pracować. Ale życie potoczyło się inaczej. Zapach w teatrze jest specyficzny, pachnie kurzem, potem, starymi ubraniami. Ale ma to swój urok.

Gdyby nie była Pani aktorką to kim?

Mogłabym być kucharką, bo lubię gotować i piec.

Pamięta Pani swoje pierwsze przedstawienie?

Miałam dwa debiuty. Pierwszy był jeszcze przed dyplomem, kiedy uczyłam się w studium wokalno-baletowym przy Teatrze Muzycznym w Gliwicach. Weszłam do sztuki „Skarby Złotej Kaczki”, gdzie zagrałam dwórkę i żabę. A drugi debiut, już po szkole, to rola Wiwii  w „Profesji pani Warren”
w Teatrze Śląskim.

A jaki jest najważniejszy dla Pani spektakl? 

Też mam dwa takie spektakle. Kiedyś zaczytywałam się w Dostojewskim i bardzo chciałam zagrać Gruszeńkę z powieści „Bracia Karamazow”. Tak się stało – sztukę reżyserował  Bogdan Ciosek. Bardzo lubiłam wcielać się w tę postać. A druga ważna dla mnie sztuka to „Korzeniec” w reżyserii Remigiusza Brzyka. Spotkanie z Brzykiem otworzyło mnie na zupełnie inne myślenie o teatrze.

Co sprawia Pani frajdę a co trudność w teatrze?

Dużą frajdą jest grać ludzi, którymi nie jesteśmy w rzeczywistości i nigdy nie chcielibyśmy być. Albo którymi bardzo byśmy chcieli być, ale z różnych powodów nie możemy. Każda rola jest też nowym wyzwaniem i trudnością do czasu, aż ją oswoimy, zaplanujemy, poznamy, ułożymy i doprecyzujemy. Wydaje się, że ta rola, nad którą właśnie pracujemy, jest najtrudniejsza, bo jeszcze nie wiemy, jak sobie z nią poradzić. Po czasie taka trudność znika a postać jest już naszą własną.

Jakie emocje towarzyszą Pani przy wejściu na scenę?

Z każdą rolą związane są inne emocje. W niektórych czuję się bezpieczne, ale są też wyzwania.
Na początku pracy nad rolą nie mam nic. Potem ta rola staje się zbroją, nie ma już mnie, tylko moja postać. Trema też się czasem pojawia.

Trudniej się roześmiać czy rozpłakać na scenie?

To nie są trudne zadania. Kiedy się już zbuduje postać i wiadomo, jakie ona ma emocje, to zarówno śmiech jak i płacz stają się naturalne. Potrafię płakać prawdziwymi łzami. Ale też długo pracuję w tym zawodzie i nawet jeśli kiedyś techniczne kwestie mogły mi sprawiać trudność, to dziś są już przeze mnie opanowane. Najtrudniejsze jest to, czego się nauczyć nie można. Bo każdy aktor musi obdarzyć swoją postać tajemnicą, osobowością i to jest trudne, tego nie nauczą w szkole.

Jak Pani przygotowuje się do roli?

Najpierw trzeba się nauczyć tekstu. Potem na próbach i na scenie trzeba się nauczyć postaci czyli tego, jak się zachowuje, porusza, jak reaguje i myśli. Następnie dochodzi wybór kostiumu, który zazwyczaj pomaga. Do tego charakteryzacja, fryzura i nic tylko wychodzić na scenę i grać.

Co lubi Pani robić poza teatrem?

Lubię czytać, zwłaszcza książki sensacyjne, bo mnie odprężają. Lubię też gotować i piec. Chodzę
do kina. Czasem zajmuję się ogrodem.

Co zabrałaby Pani na bezludną wyspę?

Jakie to jest trudne pytanie! Najlepiej wziąć innego człowieka, ale wtedy wyspa nie będzie już bezludna. Jeśli miałabym być tam tylko ja, to wzięłabym książkę. Ale taką, którą mogłabym czytać ciągle, czyli Biblię. Kiedy mam dosyć domu, to idę do teatru, gdzie mam swój świat. A jak mam dosyć pracy, to cieszę się, że wracam do domu, gdzie czeka moja rodzina. Oni dają mi dobrą energię. Dobrze, że moje życie nie zaczyna się i nie kończy tylko na teatrze.

Spektakle